-Ze mną jest tak samo. - powiedziałem cicho. Z kieszeni koszuli wyjąłem małą, białą, rzeźbioną szkatułkę. Na wieczku wyryty był wizerunek kobiety.
-To Quan Yin, bogini miłosierdzia i współczucia. Słyszy każdą modlitwę, każdy krzyk cierpienia i stara się odpowiedzieć. Pomyślałem, że jeśli zamknę przyczynę mojego cierpienia w pudełku z jej wizerunkiem, może stanie się trochę mniejsze. - otworzyłem klamerkę i pokrywka odskoczyła. W środku znajdował się srebrno-szary proszek, niemal takiego samego koloru jak moje oczy, włosy i skóra.
-To jest narkotyk, yin fen. Pochodzi od Czarownika i handlarza z Limehouse. Zażywam go kilka razy dziennie. Właśnie dlatego wyglądam... tak upiornie. Proszek wyciąga kolor z moich oczu, włosów, a nawet skóry. Mniejsza ilość mnie osłabia. Jeśli muszę walczyć, biorę go więcej. - Zatrzasnąłem pudełko i włożyłem je do kieszeni.